ce byłem jak piąte koło u wozu... Ale ja dobry sobie jestem... mówię tylko o sobie, zamiast o tych, którzy cię najbardziej obchodzą. Rodzice twoi zdrowi są; mamy ztamtąd relacye, gdyż Marcia koresponduje z twoją matką, i dzierżawca nasz, znany ci zapewne, pan Onufry, także często listy do nas pisze, przysłowiami je przeplatając do niemożliwości.
— A twoja siostra? — spytał nieśmiało sędzic.
— Marcia? Tęskni trochę do wsi, ale zaaklimatyzowała się tutaj. Prawdopodobnie jest tu w ogrodzie, w towarzystwie pani Sielskiej... jeżeli chcesz, odszukamy je z łatwością.
— O nie! nie! innym razem; mój Stasiu... nie śmiem cię prosić... gdybyś jednak mógł mi wyświadczyć jedną łaskę, byłbym ci bardzo wdzięczny...
— Owszem, służę ci...
— Odwieź mnie do mieszkania, bom chory... ledwie na nogach się trzymam, dreszcze mnie przejmują...
Słanisław podał sędzicowi ramię, na którem ten oparł się i postępował z trudnością.
— Aby tylko do dorożki — rzekł.
— Trzeba o jakim ratunku pomyśleć, gdyż cierpisz, jak widzę, bardzo.
— To nic, od kilku dni, właściwie zaś od kilku tygodni, nieswoim się czuję... Nie wiem, co to jest, nerwy chyba... ale myślę, że po jakimś czasie, odpocząwszy trochę, do równowagi powrócę...
Strona:Klemens Junosza - Wybór pism Tom VII.djvu/214
Ta strona została skorygowana.