Strona:Klemens Junosza - Wybór pism Tom VII.djvu/216

Ta strona została skorygowana.

ojciec jej uszczęśliwiony z tego związku, że dostajesz ogromny posag...
— Nie krzywdź mnie. Zgrzeszyłem lekkomyślnością, dałem się unieść szałowi, który mię ogarnął, leciałem jak ćma w płomień, ale zimnej rachuby w tem nie było. Wierz mi, jako dawnemu koledze, jako przyjacielowi, otwieram ci serce i wyznaję szczerą, najszczerszą prawdę... Gdyby była zupełnie biedna, tak samo szalałbym za nią, jak szalałem.
— Więc naprawdę tak przywiązałeś się do niej?
— Czy wątpiliście o tem? Ale czemuż się dziwię? Pozory przeciwko mnie świadczyły. Panna uchodziła za bardzo bogatą i nie bez racyi, gdyż ojciec jej jest milionerem... Poznałem ją w waszym domu w Zielonce; z początku zajęła mnie jej oryginalność, bawiłem się dobrze w jej towarzystwie... Potem zacząłem do niej tęsknić; wreszcie stałem się codziennym gościem...
— Miałeś przynajmniej wzajemność z jej strony?
— Przynajmniej zapewniała mnie o tem.
— Więc dlaczegóż?..
— Dlaczego stosunek nasz został zerwany? Czy ja wiem? Sam sobie dokładnie sprawy z tego zdać nie mogę. Z początku byłem bardzo, a bardzo kochany. Tak przynajmniej zapewniała mnie ona sama — i w imię przywiązania, w imię uczucia, jakie nas łączyło, żądała ode mnie, abym opuścił dom rodzicielski i pojechał za nią. Wiedziała ona o tem, że matka moja nie jest dla niej przychylną, że się na nasz związek nie zgodzi; wiedziała o tem i zażądała, żebym wyrzekł się dla niej