Spokojnie płyną wody rzeki, wietrzyk szumi w dąbrowach i gajach, młyn turkoce, a na polach uwijają się gromadki ludzi. Ciężkie woły ciągną pługi, odwalają czarne skiby, chłop rzuca pełną garścią zboże w łono ziemi, spodziewając się obfitego plonu.
Skowronek, jak szary punkcik zawieszony w przestrzeni, wyśpiewuje swą piosnkę, pszczoły z brzękiem unoszą się w powietrzu, poważny bocian po bagniskach brodzi; a nad tem wszystkiem unosi się słońce wiosenne i całą ziemię ciepłem swoich promieni ogrzewa.
Ludzie, krzątają się, jak dawniej, pracują, ale i zmiana jest pewna.
W Bajkowszczyźnie, za folwarkiem, za wioską, wznosi się budynek z czerwonej cegły, a nad nim wysoki, niby wieża, komin nad całą okolicą panuje. O pewnych porach dnia przeraźliwy świst maszyny parowej zwołuje robotników do pracy, lub im też godzinę spoczynku obwieszcza.
Obok fabryki wznoszą się domki niewielkie, czyściutkie, z ogródkami... jeden od drugiego w dość zna-