Sędzina patrzyła na pracę swego jedynaka i pocieszała się myślą, że przecież kiedyś o przejściach swoich zapomni, o własnem ognisku pomyśli — i stworzy sobie szczęście, które i jej szczęściem też będzie.
Myślała tak, chociaż nie mogła zapomnieć, że Marcia jest już dla niej na zawsze straconą, że nigdy jej matką swoją nie nazwie.
Ilekroć sędzina spojrzała w stronę Zielonki, zawsze łzy stawały w jej oczach, zawsze tęskniła do tej dzieweczki zacnej, szlachetnej, w której pięknej duszy widziała skarby prawdziwe.
Była to wszakże bezpowrotna już strata.
Panna Marta wyszła za mąż i w małżeństwie była, jak się zdawało, szczęśliwa. Być może, że zwycięztwo w walce z pierwszem uczuciem nie przyszło jej z łatwością; być może, że opłakała gorzko zawód pierwszej swej miłości, lecz dziś śladów tej walki już nie znać.
Jest spokojna, oddana swemu zatrudnieniu, przywiązana do męża i szanująca go.
On porzucił poprzednie swe zajęcie i teraz do gospodarstwa się bierze. Miał do tego zamiłowanie od dzieciństwa, lecz los rzucił go wcześnie na twardy bruk miejski, oderwał od pól i łąk szerokich. Dziś z zapałem i energią do nowego zawodu się bierze. Inteligentny, wykształcony, teoretyczne wiadomości czerpie z książek; mentorem zaś jego i kierownikiem na drodze praktycznej jest pan Onufry, zawołany gospodarz, roznamiętniony do swego zawodu.
Jego rady są doskonałą szkołą.
Strona:Klemens Junosza - Wybór pism Tom VII.djvu/232
Ta strona została skorygowana.