I teraz, raniutko, obadwaj, mistrz i uczeń, konno wyjechali w pole.
Pan Onufry na swoim spasłym człapaku siedzi jak na fotelu, fajeczkę ulubioną paląc; Zielski, jeszcze z siodłem nie dość obyty, nie może się jakoś uporać ze strzemionami, które mu uciekają ciągle.
Stary szlachcic brwi marszczy i mówi:
— Mój panie młody, jesteś eques latinus, czyli z przeproszeniem twego honoru: siedzisz na koniu, jak pies na płocie; a przecież nie święci garnki lepią. Weźże-no nogi w tył nieco, nie zginaj ich tak szkaradnie w kolanach, boć nie na kozackiej kulbace siedzisz. No tak! ramiona do siebie, łokcie do boków. Nie będzie ci przez jakiś czas dogodnie, ale za to później przyzwyczaisz się i będziesz siedział mocno, jak mur! Nie trzymaj szpicruty w ten sposób, jak gdybyś chciał muchy oganiać. Ostro, uszy do góry!
— Staram się przecież, jak mogę — odpowiedział Zielski — i dla miłości wujaszka (bo wujaszkiem w Zielonce pana Onufrego nazywano) gotów jestem ścigać się, skakać przez rowy i płoty...
— I rozbić sobie nos! Piękniebym wyglądał, gdybym cię dostawił do młodej żonki w takim stanie! Zaniechaj tedy wyścigów i pomnij na słowa mędrca, który powiada: festina lente, co znaczy: umiej, gdy potrzeba, być żółwiem! a Ezopus powiada: że żółw wściekłego zająca prześcignął. I we wszystkiem tak jest, mój kochany, że co nagle, to po dyable, a co się odwlecze, to nie uciecze... chociaż nulla regula sine exceptione, co znaczy: że mi Zozula upiekła, o czem tobie, mój pa-
Strona:Klemens Junosza - Wybór pism Tom VII.djvu/233
Ta strona została skorygowana.