— Całe życie moje byłem audax et intrepidus, co znaczy: żem się ani komornika, ani całego kahału żydów nie lękał; przeto możecie być pewni, że mnie i Szymon łopatą nie zastraszy. Umrzeć, to umrzeć; a że żyło się nie po psiemu, to trzeba też i skończyć po ludzku, skończyć tak, żeby przynajmniej dobre wspomnienie po sobie zostawić.
W taki sposób częstokroć odzywał się pan Onufry, a nawet podobno do regenta jeździł i formalny testament sporządził.
Sędziostwo bywali czasami w Zielonce, i rozbite chwilowo gronko sąsiedzkie znowu skupiać się bardziej zaczęło. Jeden tylko sędzic na uboczu się trzymał i poza obrębem fabryki rzadko się pokazywał.
Stary Szymon, jak dawniej, tak i teraz, dzwonił na Anioł Pański, groby ludziom kopał i w kościele porządki czynił, a całem jego zmartwieniem była myśl o śmierci. Nie straszyła go wprawdzie śmierć sama, jako śmierć, lecz jej następstwo, a mianowicie pytanie: „jak będzie wyglądał dom Boży bez swego sługi Szymona?”
Nasz znajomy Boruch dorabia się fortuny. Nie lubi tylko wspominać o przygodzie swojej na grobli i o tym paskudniku, co w starej wierzbie mieszkał.
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
W Zielonce całe towarzystwo z okolicy zebrało się na herbatę i gawędkę. Brakowało tylko pana Onufrego, który od kilku tygodni za interesami w Warszawie bawił. W tych dniach miał właśnie powrócić,