Strona:Klemens Junosza - Wybór pism Tom VII.djvu/42

Ta strona została skorygowana.

— Ja nie mam żadnych złudzeń, mój Stasiu; mam tylko głęboką wiarę i przekonanie, że na naszem skromnem stanowisku...
— A ja sądzę, siostro, że to tylko czas stracony napróżno; że szkoda sił i zdrowia, aby szarpać się tutaj. Zależeć od pogody, różnego rodzaju kreatur, od tysiącznych a tysiącznych okoliczności! Gospodarować, pracować, a tu przyjdzie grad, susza, lub ulewne deszcze i wszystko przepada; być obywatelem, chcieć pracować z pożytkiem dla dobra ogółu... i w działalności tej spotykać ciemnotę, i narażać się na każdym kroku na nieprzyjemności ze strony pisarzy gminnych i różnych podrzędnych figur kancelaryjnych! Powiesz, Marto, że zasada przedewszystkiem... wiem o tem. Dla zasady chcesz się zbliżyć do ludu, do tych sielankowych kmiotków, chcesz żyć z nimi jak z braćmi, a tymczasem ci bracia będą kradli drzewo w lesie, worywali się w miedze, wypasali bydło na łąkach! Inny znów brat kmiotek, którego za parobka lub fornala trzymasz, skaleczy ci konia lub wołu, połamie narzędzia gospodarskie, będzie się upijał lub kradł. A! mam już tego dosyć, doprawdy! Okoliczności rzuciły nas na wieś. To nie mój żywioł, ale wziąłem się do pracy i zdawało mi się, że będę pożyteczny dla siebie i drugich. Zawiodłem się... i widzę, że nikomu pożytku nie przyniosę i sam zginę.
— W zbyt czarnych barwach przedstawiasz nasze życie, Stanisławie; w gruncie rzeczy...
— W gruncie rzeczy — rzekł, przerywając siostrze, — ono jest bardzo sielankowe i rozkoszne!... Za-