— Naturalnie, teraz rozumiem nawet, jak trawa rośnie; bo trzeba ci wiedzieć, że nasz sekwestrator to osobliwsza głowa! Żeby się był Bismarkiem urodził, toby światem dziś trząsł; tak ci o polityce dowodzi, jak sieczkę rżnął! Przy drugiej butelce wszedł już do Konstantynopola i zaraz uporządkował stosunki rolnicze w Azyi Mniejszej. Poczciwy człowieczysko, chciał, żebym rzucił moją wiosczynę i został komisarzem tureckim! Dawał mi już nawet nominacyę, ale zaszła nieprzewidziana przeszkoda... Usnął, zanim ją podpisał. Ja już mam takie szczęście! A szkoda, dawał mi bajeczną pensyę, nie licząc uczciwego dochodu i gratyfikacyi. Poczciwy mój komornik również usnął, więc musiałem sam wracać do domu. Koło przewozu zaskoczyła mnie burza. Nie było się gdzie schronić, zmokłem jak półtora nieszczęścia. Do domu jeszcze kawałek, więc kazałem trochę zboczyć z drogi i jestem tu u państwa, jak widzicie, amicus et servus, co się tłumaczy: głodny jak żyd w sądny dzień...
— Poradzimy łatwo na te dolegliwości — rzekła panna Marta.
— Marcia w tej chwili się zakrzątnie — rzekł pan Stanisław — i będziemy mieli wszystko, czego dusza zapragnie.
— Dignum et justum, co znaczy: mówiący ma racyę.
Pan Onufry podniósł się z krzesła i do stołowego pokoju ruszył, poprzedzany przez Stanisława, który niósł przed nim światło.
Strona:Klemens Junosza - Wybór pism Tom VII.djvu/46
Ta strona została skorygowana.