Strona:Klemens Junosza - Wybór pism Tom VII.djvu/55

Ta strona została skorygowana.



III.

— Proszę jegomości, będziemy mieli pogrzeb — rzekł Szymon, wchodząc do pokoiku proboszcza.
— Któż umarł?
— Maciek Paliwoda. Pierwszy gospodarz na całe Komorno i letni człowiek, proszę jegomości... I tak mu się nieborakowi prędko zmarło. U kosy onegdaj był... Od wieczora zaczęło go coś łamać w sobie, niby kolka; chciał syn dziś po doktora jechać, tymczasem przed słońca wschodem stary jęknął raz, drugi i umarł. Ktoby się spodziewał? Toć ja starszy. Kilka dni temu, piorun przed samym nosem mi strzelił, i oto, Bogu dzięki, żyję, a ten nieborak!... ot, dopust Boży, nic więcej. Żeby jegomość wiedział, jaki tam lament w chałupie, jaki płacz! przystąpić trudno... Niech Bóg Najwyższy broni...
— Źle, źle, mój Szymonie — rzekł z westchnieniem ksiądz, — dobrzy, starzy ludzie umierają, a z młodych...
— Z przeproszeniem jegomości, ojca duchownego, z młodych to tyle jest... co et! tfy! papierosiki jeno, bałamuctwa i tyle.