Strona:Klemens Junosza - Wybór pism Tom VII.djvu/65

Ta strona została skorygowana.

— Cóżeś jegomość taki zły?
— Zapewne, dobry mam być?! Tu właśnie przyszedłem wypowiedzieć, co mnie boli, co mam na sercu, czego się lękam, a tymczasem...
— Co tymczasem? Dotychczas nic mi przecież nie wypowiedziałeś.
— Bo widzę, że ksiądz także do spisku należysz; czuję to przez skórę, i, niestety, muszę powiedzieć: et tu Brute contra me. Co znaczy: że niedługo sam dyabeł nie wytrzyma.
Ksiądz roześmiał się.
— Jakkolwiek — rzekł — nie wypowiedziałeś pan jasno, co panu dolega, zdaje mi się jednak, że będę blizkim prawdy, domyślając się powodu. Zapewne doszły pana pogłoski o zamiarze założenia fabryki w naszej okolicy.
— Tak, tak! Mało mamy szwabów, trzeba ich więc jeszcze z parę tuzinów sprowadzić! Wszak prawda, księże proboszczu dobrodzieju? prawda? A! koniec świata chyba! ale... mundus vult decipi. Co znaczy: chcesz w błoto wdeptać; mało jest różnych plag, trzeba sprowadzić więcej i cui bono? pytam, czyli mówiąc po polsku: na kiego dyabła? Po to chyba, żeby żniwakowi, zamiast dwóch złotych, płacić rubla, a zamiast z chłopami, mieć do czynienia ze szwabem... Dziś jest w parafii, dajmy na to, sześć karczem, przy fabryce będzie ich piętnaście. Ruch się zwiększy, a z tego powodu ze wszystkich końców świata pozwłóczą się złodzieje, i trzeba będzie liczbę zamków potroić. Dziś jeszcze, jeszcze od biedy, przespać się można, a wtedy,