— Po cóż perswadować? dlaczego jej przeszkadzać w dobrem?
— W dobrem? To bardzo względne... i mnie się niegdyś zdawało, że tu można czegoś dokonać, jakiś dodatni wpływ wywrzeć, lecz dziś, zniechęcony, machnąłem ręką na wszystko... i gdyby nie siostra, która ma sprzymierzeńca...
— Sprzymierzeńca?!
— Tak, tak; ale niech cię to nie straszy. Sprzymierzeńcem jej jest ksiądz Andrzej z Komorna, znasz go przecie.
— Co prawda, niewiele; od czasu, gdym do szkół poszedł, tak rzadko bywałem w domu, że nie miałem sposobności poznać go bliżej i ocenić; sądząc jednak z tego, co mi matka mówiła...
— Jest to także entuzyasta, chociaż staruszek. Dziwny człowiek. Zrywa pierś na ambonie, po pół dnia przesiaduje w konfesyonale, biednych wspiera i łudzi się, że to wszystko, co robi, jakieś owoce przyniesie. Wyobraź sobie, że ten stary człowiek stosunkowo do swego wieku jest jeszcze bardzo młodym księdzem.
— Nie wiedziałem o tem.
— Historya jego jest bardzo ciekawa. Szczegóły jej tu w naszej okolicy mało kto zna; on sam zaś lubi mówić o wszystkiem, byle tylko nie o sobie.
— Zkądże ty ją poznałeś?
— Ksiądz Andrzej jest dość blizko z nami skuzynowanym, gdyż matka moja jest Nałęczówna z do-
Strona:Klemens Junosza - Wybór pism Tom VII.djvu/94
Ta strona została skorygowana.