tam Marcia słuchać cię będzie z największy uwagą, oprócz tego poszlę jeszcze po księdza Andrzeja, mniemam bowiem, że we troje przerobicie cały parafię na raj ziemski. Nie będzie już chłopów, tylko aniołowie w sukmanach i cherubiny w zapaskach. Może rozciągniecie swą działalność dalej jeszcze i ucywilizujecie żydów.
— Żartuj sobie, mój Stasiu, to nam nie przeszkodzi robić swoje; szczerze się ucieszyłem, słysząc, że i ksiądz Andrzej podziela zdanie twej siostry.
— Ksiądz Andrzej jest, jak powiedziałem, dziwak i entuzyasta, przed kilkoma dniami dał tego nowy dowód.
— Jakiż?
— Trzeba ci wiedzieć, że umarł w Komornem chłop, Maciej Paliwoda.
— Ten staruszek, pamiętam go dobrze.
— Tak, dawny wojskowy, weteran. Ile tam dębczaków i sosen miał na sumieniu? ile razy łąki cudze wypasał? nie wiem; zresztą był chłopisko niezły, a przynajmniej lepszy od innych. Otóż chłop ten umarł. Dotąd rzecz zwykła; ksiądz Andrzej jednak zapragnął tę okoliczność dla swoich celów wyzyskać; wyprawił mu więc wspaniały pogrzeb, a zanim trumnę spuszczono do grobu, wypowiedział mowę. Ludzi było dużo, pomimo dnia roboczego zgromadziło się mnóswo chłopów z całej niemal parafii.
— Widocznie więc ów Maciej musiał mieć dużo życzliwych?
Strona:Klemens Junosza - Wybór pism Tom VII.djvu/99
Ta strona została skorygowana.