Strona:Klemens Junosza - Wyrwane kartki.djvu/3

Ta strona została uwierzytelniona.

dy zaczęło całować ziemię tak ogniście, że aż pozieleniała z rozkoszy, to w każdym człowieku, choćby nawet tak mizernej, jak literacka kondycyi, budzi się dusza i wyrywa do wioski, do łąk zielonych, rzek migotliwych, do garbatych zagonów spulchnionych, zbronowanych, świeżością jakąś pachnących.
Wyrywa się więc i idzie, a patrzy...
Jest co widzieć, jest obraz taki, co za serce chwyta odrazu, a wzrok patrzącego do siebie przyciąga, niby magnesem.
Ramy jego sosnowe, ale wspaniałe, z całych lasów, tło z zieleni w rozlicznych odcieniach, a szczegółów moc nieprzeliczona.
W zieloności samej tonów i odcieni mnóstwo: od czarnej prawie olszy do bladych listków białej brzozy; w wodach odblaski najrozmaitsze: szafir od nieba, złoto od słońca, ciemna zieleń od drzew nadbrzeżnych. Wiatr te połyski mąci, zwierciadlaną falą porusza, migotliwości jej dodaje, a kiedy biała chmurka chwilowo słońca zasłoni, to po roli, po łąkach, po wodzie, przesuwa się cień ogromny, szybko, jak myśl, przesuwa się i wszystkie żywsze barwy chwilowo, na jedno oka mgnienie ciemnieją.
Wyrywa się więc dusza, idzie i patrzy.
Wszystko znane, wszyscy znajomi.
Pola, lasy, łąki, wody, wioska, kościółek, dwór wśród drzew ukryty, karczma przy gościńcu, mostek, grobla; biały bocian na łące, wrony, nieodstępne towarzyszki oraczów, hałaśliwe sroki i sójki, kraski o wzorzystych piórach, skowronki śpiewające, pliszki figlarne, jaskółki niestrudzone, śmieciuchy czubate, wróble zawadyackie — wszystko znane.
I ludzie znajomi: pan Seweryn, żona jego, dzieci, proboszcz, wójt, organista, Kociuba Wojciech, gospodarz na sześciu mor-