Był szyk, elegancya, wygoda, nawet komfort, o ile to na wsi jest możliwe.
Dopiero w ostatnich kilku latach coś się zaczęło psuć w tej parafii.
Zdarzało się, że żona szepcze do ucha mężowi, przekonywa go, namawia, a on zaczyna głową kręcić; zdarzało się, że mąż przemawia łagodnie do żyda, żyd nie słyszy.
Szczególniejsza epidemia głuchoty dotknęła mężów i żydów.
Oczywiście, że było się nad czem zastanowić i pomyśleć, w jaki sposób złemu zaradzić. Ze wszystkich gatunków mężów, najgorszy jest mąż «wymykający się», bo jeżeli odrazu był skąpy, oporny i zawojować się nie dał — to żona godzi się z losem, ale mieć męża potulnego, łagodnego jak baranek, posłusznego jak dziecię — i widzieć że ten mąż się wymyka, że zaczyna mieć swoją wolę, swoje grymasy, że nie słyszy, kiedy słyszeć powinien, nie stara się, kiedy trzeba żeby się starał — to jest szczyt okropności.
Pani Helena Szczygielska i Julia Kozłowiczowa zwierzały się jedna przed drugą z trosk swoich — i obie przyszły do przekonania, że tak jak jest, dłużej być na żaden sposób nie może. Panowie mężowie zaczynają mówić o oszczędności i ciężkich czasach; znamy ten płaszczyk, pod którym kryje
Strona:Klemens Junosza - Z Warszawy.djvu/118
Ta strona została skorygowana.