dość pewny; nie chciał kupić rzepaku, z powodu że zielony, a wełny dla tego, że nie urosła.
Nawet bardzo cierpliwy i umiejący panować nad sobą pan Piotr, nie mógł już wytrzymać i przemówił dość porywczo:
— Cóż u licha! Tego pan nie chcesz, owego nie chcesz — czegóż więc nareszcie chcesz!?
— Owszem, proszę pana dobrodzieja, ja chcę, żebyśmy cokolwieczek uregulowali nasze dawniejsze rachunki...
Tego znowuż nie życzył sobie pan Piotr i z powodu tej niezgodności pragnień, nie można było przyjść w żaden sposób do porozumienia.
Jak Gliksman z panem Piotrem z Suchej Wierzby, tak samo zupełnie z panem Michałem z Zawrotek obszedł się niejaki Szmul Handelsbrief, również kapitalista, kupiec i obywatel, mający zasady niewzruszone.
— My teraz — rzekł — panie dobrodzieju, nie mamy zamiaru nowych interesów robić, idzie nam tylko o to, aby dawne regulować i kapitały swoje wycofać. Ze wszystkich brzydkich interesów na tym świecie, najbrzydszy jest zbożowy i pieniężny na wsi. Żadnego zysku nie daje, a pracy i zdrowia kosztuje tyle, że nie można wytrzymać. Lepiej nic nie robić, aniżeli takie interesa.
Jakżeż w obec tak kategorycznego postawienia
Strona:Klemens Junosza - Z Warszawy.djvu/120
Ta strona została skorygowana.