Strona:Klemens Junosza - Z Warszawy.djvu/121

Ta strona została skorygowana.

kwestyi, można marzyć o przyzwoitem wyekwipowaniu synów i wprowadzaniu ich w świat, jak można marzyć, zwłaszcza gdy synowie nie chcieli wchodzić w świat pieszo, ale upierali się, by wyjechać eleganckim ekwipażem i odrazu olśnić wszystkie posażne panny.
Synowie mieli racyę, ojciec miał racyę, Handelsbrief miał racyę, a już to najgorsza do osądzenia jest sprawa, w której wszystkie strony słuszność mają.
Siostry pani Teresy postanowiły jednak nie dać za wygranę, zwłaszcza pani Julia, która koniecznie chciała wprowadzić w świat obydwóch swoich synów — Józia i Wicusia. Byli to dorodni młodzieńcy; wprawdzie z nauką nie szło im szczególnie, bo też nie wszyscy mają do nauczycieli szczęście i nie każdy ma zdrowie do łaciny. Krótko też gościli w gubernialnym przybytku wiedzy i wziąwszy rozwód z książkami, odrazu stali się młodzieńcami dorosłymi.
Po kilku latach pobytu w domu rodzicielskim, mały światek bliższych i dalszych sąsiadów wydał im się za ciasnym, postanowili zadebiutować na szerszej arenie.
— Znajdziemy sobie coś mamo — mówili.
— O tak; nie wątpię. Nie byłoby chyba sprawiedliwości na świecie, żeby tacy dwaj młodzień-