Strona:Klemens Junosza - Z Warszawy.djvu/153

Ta strona została skorygowana.

sób wyprowadź za drzwi, a następnie zrzuć ze schodów.
Abram cofnął się ku drzwiom.
— Bardzo przepraszam — rzekł — bez urazy jasnego pana, to się nie opłaci. Po co pan Grzegorz ma się fatygować, kiedy ja pójdę sam, jak tylko skończymy interes — i po co mnie za drzwi wyrzucać, kiedy choćbym był wyrzucony, to potrafię powrócić.
— Jesteś bezczelny człowiek! — krzyknął pan Dominik w wielkiej pasyi.
— Ale bardzo doskonały krawiec; cała Warszawa mnie zna! Niech się pan dobrodziej zapyta, jak mnie zna?! Nietylko do takiego interesu co z nowości jest, ale do każdego łatania, cerowania, do przeróbki, do wywabienia plamy, do przenicowania, do wszystkiego. Kto jest pierwszy krawiec? Abram. Kto pięknie robi, a nie drogo bierze? Abram. Kto ze starego nowe zrobi? Abram.
— Kłamiesz, kłamiesz.
— Szczera prawda, jak to że dziś mamy od Pana Boga dzień.
— Ładnie przerabiasz, sprzedać stare, a kupić nowe, to podług ciebie nazywa się przeróbka.
— Alboż ja tak chciałem?
— A któż proponował sprowadzenie handlarzy?!
— Jam sądził, że wielmożny pan sobie tego życzy. Co ja miałem proponować? Wielmożny pan