Strona:Klemens Junosza - Z Warszawy.djvu/155

Ta strona została skorygowana.

interesa odda jaknajchętniej swoim wrogom, aby je wychorowali; po chwili jednak znów powrócił i znów przerwaną nitkę rokowań nawiązywał.
Nareszcie dobili targu. Abram czerwoną chustką obtarł spocone czoło, pan Dominik z przyjemnością zapalił fajkę i uśmiechnęli się obadwaj przyjaźnie, jak szermierze po skończonej utarczce. Gracz gracza poznał.
Abram, zabrawszy przeznaczoną do odnowienia i przerobienia garderobę na rękę; nie udał się wprost do domu, lecz wstąpił do narożnej szynkowni i kazał sobie dać kieliszek dobrej, mocnej wódki. Zazwyczaj biedny krawczyna żałował sobie na takie zbytki i pierwej trzy razy grosz obejrzał, zanim go wydał, tym razem jednak nie namyślał się ani minuty i z przyjemnością wychylił kielich, uważał bowiem, że za tyle gadania, za tyle pracy, słusznie mu się to należało.
Miał najzupełniejszą racyę.

IV.

— Jednak, kochany mężu — mówiła pani Piotrowa w Zawrotkach do swego małżonka — musisz mi przyznać, że miałam słuszność.
— W czem?
— Mój Boże! i on się jeszcze pyta! Ja to wymyśliłam, ja wypracowałam, ja kręciłam głową.