— I to jeszcze nie wiadomo. My dziś nie mamy, ale po najdłuższem życiu Dominika mieć będziemy.
Pani Piotrowa miała poniekąd słuszność, że zmiana postępowania Gliksmana wyniknęła głównie z powodu pobytu pana Dominika. Ponieważ rzuciła, niby od niechcenia, kilka słów o wielkiem bogactwie bezdzietnego stryjaszka, małomiasteczkowi kapitaliści zaczęli te słowa rozważać, a jeden z nich otrzymał mandat, aby przy pierwszej bytności w Warszawie dowiedział się, czy rzeczywiście ów stryjaszek jest tak bogaty, jak o nim głoszą. Nie trzeba było na to długo czekać, gdyż ów delegat dość często do Warszawy jeździł, to też przy pierwszej okazyi zasięgnął języka u źródła, bo na Starem Mieście. Opowiedziano mu legendę o bogactwach — a zarazem i o skąpstwie starego dziwaka — przywiózł też do miasteczka jak najlepsze referencye, które odrazu poprawiły kredyt pana Piotra i pana Michała.
Gliksman i Handelsbrief istotnie zmiękli i byli chętni do wszelkich tranzakcyj. Co się tyczy pana Edwarda, ten zawsze miał kredyt, może dla tego, że go nigdy nie potrzebował; teraz jednak byliby mu kapitaliści dali chętnie tyle, ileby tylko zażądał, on atoli nie żądał nic, ku wielkiemu zmartwieniu swej małżonki, która, jak się sama wyrażała,
Strona:Klemens Junosza - Z Warszawy.djvu/159
Ta strona została skorygowana.