werynowa zaprasza, żeby przyjechać jutro na wieczór. Bardzo uprzejmie zaprasza.
— Gościnna kobiecina.
— O tak! Znana jest z tego. Będzie ciotka Teresa z panienkami, ciotka Helena, jeszcze kilka osób z sąsiedztwa.
— Proszę.
— Pani Sewerynowa lubi się bawić i zdaje mi się, że ma wielką ochotę wydać się za mąż.
— Dla czegóżby nie. Osoba nie stara i nie szpetna; nawet, jeżeli mam prawdę powiedzieć, przystojna i może się podobać. Słyszałem też, że i majętna przytem.
— Taki to i majątek.
— A nie, pan Edward mówił, że majętna, a on się na tem, jak uważam, zna.
— Temu nie przeczę, że się zna. Sam zrobił dużą fortunę, ale w tym razie może się mylić. Wuj Edward jest to kapitalista.
— Nie może być!
— Niech się dziadzio zapyta pierwszego lepszego żyda w okolicy, oni wiedzą bardzo dobrze, jak kto stoi.
— Dziwi mnie to niezmiernie, Terenia narzeka bezustanku, że dzieci nie miała za co wyedukować, że jej wszystko idzie jak z kamienia.
— Proszę dziadka — rzekł Wicuś — trzeba się znać
Strona:Klemens Junosza - Z Warszawy.djvu/169
Ta strona została skorygowana.