Strona:Klemens Junosza - Z Warszawy.djvu/184

Ta strona została skorygowana.

ale widzi pan radca, ludzie to jak zaczną nudzić, a prosić, a dokuczać, tak i wyciągną ostatni grosz.
— W pożyczki się wdajesz?
— Cóż robić! Miałem oszczędzonego grosza sześćset rubli, szewc jeden dowiedział się o tem, a że córkę za mąż wydaje, więc dalej w prośby: pożycz i pożycz. Wciągnęli mnie na piwo, zaczęli molestować, przekładać, że pewne jak mur. Szewca tego znam nie od dzisiaj, porządny człowiek, więc myślę sobie, co ma być, to będzie — pożyczyłem.
— Na wekselek?
— Taki, z przeproszeniem pana radcy, głupi nie jestem, żebym za dobre pieniądze papierek jakiś brał. Choćby przez to samo, że u pana radcy tyle lat usługuję i nieraz mądre słowo usłyszę, nabrałem tyle rozumu, że można pożyczać pieniądze tylko na hypotekę.
— I to nie zawsze, mój bracie. Gruszki z drzew na jesieni tak łatwo nie spadają, jak sumy z hypotek.
— Wiem, wiem, panie radco, ale mój szewc ma domek na Kościelnej, czysty jak szkło, a kilka tysięcy wart, więc się pożyczyło na pierwszy numerek. To chyba pewne?
— Bezwątpienia; a jaki też procent wziąłeś?
— Sześć.
— Proszę!
— Żądałem siedm, szewc słuchać nie chciał i