ciem cywilizacyi wielkomiejskiej, różne Magdy i Kasie z Wądołków, z Krzywej Woli, z Górek i cieszyła się wówczas, że ma służącą wprawdzie niemożliwie głupią, lecz przynajmniej niewinną; ale po trzech dniach uciechy odsyłała niewinność do Krzywej Woli i pisała do kantoru kartkę z żądaniem, «żeby była, jaka chce», aby tylko umiała doskonale sprzątać i prasować. Przychodziła więc taka, «jaka chce». I znów przez kilka dni było ciotce dobrze... zupełnie dobrze.
— Bo cóż mi tam do jej spraw sercowych — mówiła — nie jestem jej matką, ani siostrą, a skoro robi porządnie co do niej należy...
Cóż, kiedy nigdy nie trafiła się taka, ktoraby przez tydzień robiła to, co do niej należy porządnie i zawsze na końcu szczotki, na trzepaczce od mebli, na ścierce wisiała kwestya gabinetowa, a z niej, niby kula ze strzelby, z łoskotem okropnym wypadała dymisya, obrachunek i świadectwo...
W pisaniu świadectw miała ciotka wprawę osobliwszą, a taką barwność, taką rozmaitość stylu, że szkoda istotnie, że perełki owe miały tak brzydką oprawę, jak szary, bibulasty papier książeczki służbowej...
Naprzykład tak:
«Katarzyna Lufcik służyła u niżej podpisanej za pokojówkę od d. 4-go do d. 9-go kwietnia włącznie.
Strona:Klemens Junosza - Z Warszawy.djvu/19
Ta strona została skorygowana.