Strona:Klemens Junosza - Z Warszawy.djvu/27

Ta strona została skorygowana.

jestem spragniona waszego towarzystwa, jak kania dżdżu... Serdecznie cię kochająca ciotka

Klotylda».

Co rok dwa listy, różne pod względem formy, ale jednakowe co do treści otrzymywała Ernestynka i dwa Ludwisia, a niezależnie od tego, dwa pani Piotrowa w Wądołkach (matka pysznego Fredzia) i dwa pani Kalasantowa w Bajorkach (matka skromnego Maciusia).
Ta korespondencja miała taki skutek, że corocznie cztery dorodne i skromne dziewice z wyżej wymienionych wiosek: Wądołków, Górek, Bajorków i Krzywej Woli przyjeżdżały na krótki pobyt do Warszawy, a po powrocie miały niewyczerpany temat do opowiadania o nadzwyczajnych dziwach i cudokach, jakie w onej Warsiawie widziały.
Raz pani Klotylda, zmęczona do najwyższego stopnia nieustannym ambarasem, zarówno z fertycznemi pannami do wszystkiego, jako też z temi dziewicami o wadze ołowiu, a gęsiej skromności, postanowiła zerwać zupełnie ze służbą płci nadobnej i przyjęła lokaja.
Biedaczka! trafiła z deszczu pod rynnę. Wprawdzie lokaj był zręczny i sprytny; froterował i sprzątał doskonale, ale cóż ztąd, kiedy napchał kucharce w głowę taką masę sentymentów, oświadczyn i