Strona:Klemens Junosza - Z Warszawy.djvu/37

Ta strona została skorygowana.

wał, że z czasem prawdopodobnie w maju, albo co pewniejsza w sierpniu, po powrocie z Karlsbadu, sprawi jej jakąś niespodziankę nadzwyczajną...
Domyślna Klocia nie wątpiła, że mąż jej ma na myśli prześliczny brylantowy garnitur, który jej niegdyś pokazywał w oknie u jubilera...
Zmartwienie Kloci miało inny powód...
Uczy nas historya naturalna, że lew, choćby stary póty tylko jest lwem, póki chodzi we fraku... gdy wejdzie w szlafrok, staje się zgrzybiałym hipopotamem...
Niestety, na tej drodze, po której wszyscy spieszymy w jednym kierunku, a nikt z nas nie jedzie w odwrotnym, stacja Szlafrok leży tuż za stacją Małżeństwo i według owego prawa przyrodzonego, które przytoczyliśmy przed chwilą, stary lew, dojechawszy do szlafroka, stał się hipopotamem zgrzybiałym.
Ociężał zupełnie, zobojętniał na wszystko, życie mu obrzydło, przestał się entuzjazmować nietylko do Kloci, ale nawet do winta, co już jest dowodem ostatecznego upadku.
Nie wspominał już swojej żoneczce — dziecku o żadnych nadzwyczajnych niespodziankach, a natomiast odbywał obszerne konferencje z medykami, a tematem tych konferencyj było, ma się rozumieć, odbudowanie ruin Palmyry, do czego wszakże wszyst-