drzwi w zamiarze najsromotniejszej ucieczki z placu boju.
Nadchodzi ten moment psychologiczny, który zazwyczaj poprzedza uragany porządków domowych... lada chwila nastąpi katastrofa, oberwania się chmury, zmiany gabinetu. Wisi coś strasznego w powietrzu, bo ciotka dostrzegła jakąś niedokładność w robocie, bo już w niej gotuje się wszystko, kipi, gdy wtem nagle, z przerażeniem w głosie, Weronika wykrzyknęła:
— Ola Boga! goście!
Ciotka skamieniała, niby nieszczęsna żona Lota. Goście! na taki rozgardjasz!
Ale fala wielkich wypadków płynie niepowstrzymana.
Na schodach słychać już różne głosy i taki łoskot, jak gdyby biegło po nich do góry stadko młodych kóz, za któremi poważny i ciężki wół kroczy.
W rzeczy samej była to pani Marcinowa z Krzywej Woli z Ernestynką, Waciem, Bronisiem i Adasiem — a za niemi, obładowany koszami, walizkami, tłomoczkami postępował we własnej osobie stróż Walenty...
— Boże! jak ja ich tu przyjmę? — szepnęła ciotka — cóż za głupie pociągi, żeby przychodzić o tej porze, o której się sprząta!...
Strona:Klemens Junosza - Z Warszawy.djvu/43
Ta strona została skorygowana.