prosiła o wskazówkę, do którego lekarza tam się udać — i, jeżeli pan łaskaw, o liścik.
— Ponieważ panie jadą do Szczawnicy, list będzie zbyteczny.
— Zbyteczny?
— Tak, gdyż i ja zamierzam tam lato przepędzić, więc w razie potrzeby będę na usługi.
— Ach! jak to szczęśliwie — zawołała pani Marcinowa — jak to wybornie. Ja bo odrazu powzięłam do pana konsyljarza takie zaufanie, że jestem najpewniejsza, iż moja córeczka będzie zdrowa jak rybka.
Po wyjściu lekarza, pani Marcinowa nie mogła go dość nawychwalać.
— Jaki miły, jaki elegancki i jaki przystojny! Szczęśliwa jest doprawdy kobieta, która ma takiego męża.
— Takiej kobiety niema jeszcze na świecie — rzekła ciotka Klotylda.
— Więc on kawaler i Klocia go znała dawniej?
— Kawaler; spotykałam go niekiedy w towarzystwie i przypominam sobie, że raz, w roku zeszłym tańczył ze mną. Mogę nawiasowo dodać, że tańczy doskonale.
— Moja kochana, taki zdolny człowiek to wszystko doskonale umie — i wyobraź sobie, ja nic a nic nie wiedziałam, że ty go znasz...
Strona:Klemens Junosza - Z Warszawy.djvu/59
Ta strona została skorygowana.