Strona:Klemens Junosza - Z Warszawy.djvu/76

Ta strona została skorygowana.

na wszystkie kuropatwy tego świata, wpadł na folwark, zwymyślał dwóch parobków, potrącił pastucha, kazał sobie osiodłać konia i, wskoczywszy na siodło, jak młodzieniec, pomknął cwałem do Piszczykowskiego, aby ten nieszczęśliwy powozik obejrzeć.
Ernestynka pisała znowuż:
«Mama się tak dopomina o konkretne rzeczy, jakby konkretność zależała ode mnie.
«Niechnoby mama przyjechała i sama spróbowała, jak to łatwo... Ja robię, co mogę, uśmiecham się, jak umiem najładniej; cztery razy byłam w teatrze, żeby się nauczyć, jak trzeba manewrować z trenem, i przyznam się mamie, że już coś zrobiłam; nie były to formalne oświadczyny, ale jakby wstęp, rodzaj preludium...
«Zresztą niech mameczka sama osądzi, ja wypisuję naszą rozmowę najdokładniej, gdyż znowuż byliśmy przez chwilę sam na sam...
«On. Dzień dobry pani!
«Ja. Dzień dobry, panie doktorze, cioteczka za chwilę nadejdzie.
«On. Dlaczego «panie doktorze», dlaczego daje mi pani ten tytuł, który przypomina zaraz moje obowiązki, szpital i pacyentów! Ja nie chcę bywać w tym domu w charakterze lekarza. Skoro panie witam, przyszedłszy tu, radbym podać wam rękę po ludzku, a pani wywołuje zaraz widmo «doktora».