Strona:Klemens Junosza - Z Warszawy.djvu/78

Ta strona została skorygowana.

«Niech mama się spodziewa lada dzień depeszy, gdyż nie będę trzymała ciekawości mamy w takim stopniu natężenia w jakim znajduje się ciekawość moja w tej chwili. Wiem, jak to jest bardzo i okropnie męczące.»
Ten list panny Ernestyny przepiłował ostatecznie zacnego pana Marcina. Koło zrobiło ostatni obrót, a powozik na drugi dzień już był w Krzywej Woli, aby wozić uspokojoną duszę i zięcia.
W kilka dni później nadszedł oczekiwany telegram.
«Dziś doktor oświadczył się ciotce. Proszę na wesele.

Ernestyna.»

Ta depesza wydała się pani Marcinowej nie dość jasną; bo, że doktor oświadczył się ciotce, to bardzo naturalne; trzeba zrozumieć, że oświadczył się o rękę Ernestynki Klotyldzie, jako mojej zastępczyni, ale zaproszenie na wesele jest dość dziwne. Kto kogo zaprasza? skoro to przedewszystkiem do rodziców panny młodej należy.
Zaproszenia wyjść powinny z Krzywej Woli i tak też będzie, a niejasność depeszy wyniknęła zapewne z pośpiechu.
Biedne dziecko pod wrażeniem tak silnem nie mogło zebrać myśli i ułożyć depeszy jak adwokat.
Ostatni list Ernestynki brzmiał tak:
«Najdroższa mamo! Czy ja jestem gąska, nie wiem,