Strona:Klemens Junosza - Z Warszawy.djvu/86

Ta strona została skorygowana.

cy mózgu. Od wczesnej młodości, papiery wertując i ślęcząc nad niemi, nabrał do nich szczególnego zamiłowania, które weszło w przyzwyczajenie i z czasem stało się namiętnością. Istotnie papiery były bardzo ciekawe, dotyczyły albowiem skończonego od lat trzydziestu procesu, prawo widoku z domu Nr. Xo na ogrody przyległej posesyi Nr. Xa.
Pan młody uśmiechał się pogardliwie, czytając niektóre arkusze, a w tym uśmiechu była krytyka zjadliwa. On byłby to zupełnie inaczej przeprowadził i z innego punktu wyszedł, właściciel domu Nr. Xo musiałby był okno zamurować i prędzej mógłby oglądać własne ucho, aniżeli ogród należący do posesyi Nr. Xa.
Sfuszerowana była sprawa bez wątpienia, a adwokat, który ją prowadził, zasługiwał na tytuł kauzyperdy i partacza w całej rozciągłości... Tak przynajmniej mniemał pan młody, który na prawie jedne zęby zjadł, a drugich nie zjadł tylko dla tego, że były sztuczne i drogo kosztowały...
Do pokoju weszła pani młoda i zaczęła mówić nieśmiało...
— Proszę pana... to jest chciałam powiedzieć, kochany mężu, trzeba panu wiedzieć, że dziś u nas blacharze naprawiają dach.
— To bardzo dobrze.