— Kuzynka przecież....
— Ach, ty niegodziwcze! wypłacił ci Balcer posag! ty gamajdo!.. z moim mężem mógłbyś w parze chodzić. Nie; dość już tego, znać cię nie chcę! dam ci ostateczną radę, a potem idź sobie, odjeżdżaj i zapomnij, że istniała kiedyś na świecie istota, która żyła tylko sercem, która....
— Kuzynko!
— Nie ma już kuzynki! Skończyło się wszystko. Od tej pory Dyzio jest dla mnie obcy. Posyłaj pan natychmiast podanie, żeby przysłali zastępcę, a panu dali urlop dla poratowania zdrowia. Jak pan urlop otrzymasz, uciekaj ztąd, wyjeżdżaj w nocy... staraj się o tranzlokacyę i tu nie wracaj więcej. To moje ostatnie słowo, żegnam pana.
— Kuzynko! czyż mi nie dasz nawet dobrego słowa na drogę?
— Nie! wszystko przebaczę, młynarzówny nigdy! Kto ma tak ordynarny gust, nie może żyć w przyjaźni z kobietą wyższych polotów i salonowych aspirancyj! Żegnam pana.
Wyszła powoli i majestatycznie, a przez drogę mówiła sama do siebie półgłosem:
— Pod nieszczęśliwą gwiazdą przyszłam na świat. Wszystko mnie zawodzi. Mąż gamajda... ten łotr! a tytuł! tytuł! pani pisarka chłopska! Myślałam że przynajmniej sędziną będę... ale i to mnie pewnie zawiedzie. Pisarka! chłopska pisarka!... i nic więcej... i tak już może do końca życia...