— Chleb chlebem — a las lasem. Ja chcę mieć swój serwitut jako i miałem.
— Kto wam broni? miejcie go!
— Ja żadnego układu podpisywać nie będę!
— Nie podpisujcie!
— A skoro ja nie podpiszę — to inni też nie będą mieli prawa. Ja żadnego lasu nie żądam, jakem zaś w biedrzańszczyznę jeździł za zbieraniną, jakem po lesie bydło pasł, tak i będę, i insze gospodarze też będą.
— Ja was proszę, mój Józefie, pamiętajcie wy o tem że macie tylko jedną gębę.
— To i co!
— No — to gadajcie sami za siebie, inni też mają rozum na swoją potrzebę.
— I ja też mam.
— Daj wam Boże na zdrowie. Trzymajcie sobie wasz rozum; aj waj! takie mecye trzeba dobrze chować, żeby ono czasem nie zwietrzało.
— Ej Mendlu, bo zobaczysz że ja ciebie jeszcze kiedy zmendluję!
— Bardzo dobrze; tymczasem potrzebujemy pogadać z chłopami o lesie, a że wy nie chcecie sprzedać waszego lasu, niechcecie nawet wcale mieć lasu — to wy nam wcale niepotrzebni. Idźcie wy sobie do swego gospodarstwa.
— Nie chcę!
— To siedźcie tu w karczmie, a nie pchajcie się do drugiej izby.
— Nie chcę!
— Jak nie chcecie, to idźcie na dziedziniec. Ładna pogoda jest, możecie sobie spacerować.
— Głupi ty Mendlu.
— Ja wiem — wy, Józefie, jesteście bardzo mądry czło-
Strona:Klemens Junosza - Z antropologii wiejskiej (nowa serya).djvu/127
Ta strona została skorygowana.