Strona:Klemens Junosza - Z antropologii wiejskiej (nowa serya).djvu/131

Ta strona została skorygowana.

— Oj, Janie, Janie, co wy też gadacie?! Albo dziedzic potrafi tak dobrze napisać, żeby w tem pisaniu były kodeksowe artykuły?
— Niech wam dziedzic pisze, — wtrącił rudy żydek, — niech on wam pisze. Będziecie mieli smak! On napisze, że wyście się podjęli robić pańszczyznę, a jak wy podpiszecie, to już nie będzie na to apelacyi, będzie przepadło! Stracicie całkiem swoje grunta i jeszcze będziecie musieli zapłacić kosztów i procentów i stemplów. Samych stemplów natrafi po jakie piętnaście rubli od chałupy.
— Gospodarze, ojcowie! — zawołał pijany Pypeć, — mnie się widzi że ten adwokat, psia wełna, dobrze gada, że będziemy het płacili przez końca; zawdy on, psia noga, jest w takim interesie potrzebny...
— Ej, Wincenty, — rzekł Stępor, — nie bałamućcie ludzi po próżności, skoroście na to nie znawca. Mnie możecie wiarę dać, bo ja na takie rzeczy próbant. Żydy chcą cyganić, ale my się nie damy.
— Nie damy! — zawołał Maciej Łomignat, — nie potrzebujemy żadnych adwokatów. Znam ja tego Nuchymka, jak łysego konia. Dość się napłaciłem przez niego. Po sądach mnie wodził, jak cygan niedźwiedzia po świecie. Cygan to, pierwszej próby oszukaniec!
— Jam mam świadki, — zawołał Nuchymek, — ja was do sądu zaprowadzę teraz naprawdę. Co wy mnie macie zrobić obelgę!... Ludzie! słyszeliście jakie na mnie Łomignat paskudne słowo powiedział?
— Ja głuchy całkiem, — rzekł Pypeć.
— A możebyście wypili półkwaterek wódki?
— Oj, oj...
— Nu — to wy na wódkę nie głuchy, a na świadka głuchość macie?! Ja i was pociągnę, żebyście wiedzieli jak trzeba ludzi szanować.