— A juści jest Kobzikowski.
— No, to kogo macie szukać? Jest Kobzikowski niech pisze Kobzikowski, lepiej jemu co nieco dać za fatygę, niźli się z takimi oto kręcicielami zadawać, co i zedrą z człowieka siódmą skórę, i tak napiszą, żeby potem różnym sprawom końca nie było.
— Ha! skoro tak powiadacie, to możeby i poprosić Kobzikowskiego.
— Pewnie, — odezwał się sołtys, — toć on chłopski pisarz jest, nie kto inny mu płaci jeno my gospodarze, dajemy na niego rzetelnie od morga, siła na kogo wypadnie — a skoroć on chłopski pisarz... to niech dla chłopów pisze.
— Dziś, — rzekł Stępor, — już późno, jutro się zejdźmy w kancelaryi, pogadajmy jako co ma być i dwóch niech idzie do Biedrzan; zechce dziedzic to dobrze, a nie zechce to też nie będziemy płakali.
— Co nie ma zechcieć, — odezwał się Łomignat, — zechce, zechce.
— A no, zobaczymy.
Chłopi rozmawiali jeszcze jakiś czas, i już się mieli do domów rozchodzić, gdy do izby wpadł Mendel, rozpromieniony, wesoły, wymachujący rękami.
— Aj waj! — zawołał, — tyle już rzeczy na świecie widziałem, ale takiej jeszcze nie. Na moje sumienie! To nie człowiek jest, to parowa maszyna jest! prawdziwa parowa maszyna! Aj! co to za głowa! Co za głowa!
— Ale co?
— Mówię wam, żeby to nie przymnie było, żebym na to swojemi oczami nie patrzył — to wcale wiary bym nie dał! Przez ten czas, co wy się tu przekomarzacie, to pan adwokat... aj waj! pan adwokat, (on to na moją prośbę zrobił), wziął kawałek pióra do ręki i odrazu napisał całą kombinacyę! Choćby zaraz podpisywać, całkiem gotowa jest.
Strona:Klemens Junosza - Z antropologii wiejskiej (nowa serya).djvu/133
Ta strona została skorygowana.