Strona:Klemens Junosza - Z antropologii wiejskiej (nowa serya).djvu/134

Ta strona została skorygowana.

— Ho, ho! — odezwał się wójt, — pewnie przywiózł ze sobą.
— Na moje własne oczy, — rzekł Mendel, — widziałem, jak pisał. Aj! to było pisanie, to złota ręka jest, wierzcie mi!
— Ciekawość co on tam, psia wełna, napisał? — rzekł Pypeć.
— Dla nas to jedno, — odezwał się Stępor, — bo nam z onego pisania nic. Jak będzie potrzeba pisać, to my sobie znajdziemy pisarza. Chodźcie chłopcy.
— Czekajcie, czekajcie, — krzyczał Mendel, zastępując chłopom drogę odedrzwi, — czekajcie! Ja nie rozumiem co się z wami dzieje? Kto was zbuntował? Ha, to Jan pierwszy buntownik jest, pierwszy przewódca! Aj, Janie, dajcie wy pokój. Z takim procederem nie zajedziecie daleko... i możecie całą wieś zgubić. Tu jest taki interes, taki duży interes co po całe cztery morgi na gospodarza przychodzi, a wy chcecie to załatwić waszym rozumem, waszą głową. Na taką dużą rzecz, trzeba kilka głów i dobrego doradcy, dobrego adwokata, żeby potem jakiej kwestyi nie było.
— Co ma być? Dobrze się zrobi.
— Posłuchajcie, pan adwokat przeczyta. Niech przeczyta, przynajmniej dowiecie się jak ten interes wygląda.
— Mogę przeczytać, — rzekł poprawiając okulary Nuchymek.
— Ha, chcecie to czytajcie, nie chcecie to nie...
Żydek wziął papier do ręki i czytać zaczął:
„Stojało, tu jest dziura...
— Co on gada?
— Wy głupie, trzeba napisać kiedy stojało, tego dnia, czy tamtego dnia, a że nie niewiadomo kiedy to się zrobi, to tu jest zostawione miejsce, żeby można było napisać — „my niżej podpisałsze sobie krześcianie od Biednowole odkazujem pana biedrzańskiego dziedzica serwitut, które jest w lesie le-