dała na piersi, oczy przymykały się, jakby z wielkiego niewywczasu, albo z niemocy może.
Dali jej mleka, a raczej dzieciakowi dali, bo ona sama tylko się trochę wody napiła — i gospodarz zaprowadził ją do stodoły.
— Niech się prześpi — rzekł do Piotra, — może nam jutro co powie.
Niezawodnie byłaby co powiedziała, gdyby... mówić mogła, ale gdy rano Piotr z Janem przyszli do niej, leżała na garści słomy jak bezwładna. Dzieciak odtoczył się pod ścianę i wrzeszczał w niebogłosy.
Piotr nachylił się nad chorą, popatrzył jej w oczy i zaraz pomiarkował że z niej nic nie będzie. Oczy miała szeroko otwarte, chudą, pożółkłą ręką skubała na sobie ubranie. Poruszała ustami, jakby chcąc przemówić, ale głosu słychać nie było.
Piotr ukląkł przy niej, nachylił się, a ona widać ostatnim wysiłkiem, uczepiła się chudemi rękami jego kapoty i z wielką trudnością wyszeptała:
— Ratujcie dziecko moje, Jasia, Bóg nagrodzi!
Stępor, trochę dalej stojący, dosłyszeć tego nie mógł, ale Piotr mu zaraz powiedział:
— Janie, przemówiła... żąda żeby ratować jej dziecko, Jasia. Słyszycie: jej dziecko — Jaś.
— Dyć słyszę....
— Ano skoro Jaś, to widać jest chrześciańskie dziecko i chrzczone.
— Co tu robić, Pietrze? — zapytał zafrasowany gospodarz. — Kobiecisko zamrze jak zapisał, nie wiadomo co za jedna, zkąd jest. Kłopot będzie — i z dzieciakiem też.
— Ha! wola Boża... a skoro Janie kochający pod waszym dachem taka się przygoda zdarzyła, tedy....
— No, co tedy? doradźcież mi.
Strona:Klemens Junosza - Z antropologii wiejskiej (nowa serya).djvu/14
Ta strona została skorygowana.