już kąty świątyni, rozściełał się pomiędzy filarami, wychylał z za konfesyonałów, zajmował wnętrza ławek, objął schodki żałobne i trumnę pustą, co w prawej nawie przy drzwiach stały.
Jaś złożywszy nuty, wyprawiwszy babinę co miechy od organów poruszała, brzęcząc kluczami, przeszedł przez kościół i ku drzwiom zakrystyi się zbliżając, oko w oko spotkał się z proboszczem.
— Jak się masz Jasiu, — odezwał się ksiądz.
— Upadam do nóg księdza kanonika, — odrzekł Jaś, całując go w rękę, — nie wiedziałem że ksiądz kanonik w kościele, może potrzeba w czem usłużyć?
— Nie, nic nie trzeba. Naumyślnie oto przyszedłem i siedziałem tu w ławce z godzinkę, aby się przekonać jak grasz, jakie też postępy zrobiłeś.
Jaś poczerwieniał na twarzy ze wstydu.
— Ja, proszę księdza kanonika, — mówił, — chciałbym, bardzo bym chciał... ale to trudna rzecz. Pan Wawrzeńcewicz powiada, że najmniej dziesięć lat trzeba się uczyć, żeby grać po ludzku. Staram się... chcę...
— No, no, nie odrazu Kraków zbudowano. Pamiętaj zawsze o tem i nigdy nie zrażaj się trudnościami. Słyszałem, słyszałem... wcale nieźle moje dziecko, wcale nieźle... słuch masz, przy pracy możesz się wyrobić — ale pamiętaj Jasiu, przy pracy! koniecznie przy pracy. Praca, moje dziecko, wszystko przemoże, nawet smutek, grzech nawet. Jesteś sierota, biedna twoja matka odumarła cię kiedyś był niemowlęciem, może to ona wyprosiła ci u Boga tę łaskę, że nauka ci łatwo przychodzi. Módl się za matkę. Godzien rano i wieczorem westchnij za jej duszę, to obowiązek dziecka...
— Modlę się, księże kanoniku.
— To dobrze, moje dziecko, tak trzeba, tak się należy. A jakżeż tam z nauką?
Strona:Klemens Junosza - Z antropologii wiejskiej (nowa serya).djvu/142
Ta strona została skorygowana.