Strona:Klemens Junosza - Z antropologii wiejskiej (nowa serya).djvu/148

Ta strona została skorygowana.

dziadowskiem pokoleniem — przecie was poratuję i podniosę. Ale żeście ciężkie to ciężkie, jak na ten przykład, kloc!
To rzekłszy Grzędzikowski dźwignął chłopa i pomógł mu wstać.
— Oj, — rzekł Pypeć, — ciężki ja... to prawda... ale nie w sobie. Tak oto nibyć ja taki jako i insze ludzie, jeno we łbie ciężar mi siedzi, psia wełna, taki że za dobry kamień zaważy: siedzi, gniecie, psia noga, że wytrzymania niema.
— I boli?
— Boli, boli, mój Onuferku kochający, i jak boli! a dudni, a huczy jako we czterech młynach przed gody. Jeszcze jak oto półkwaterek gorzaliny wypiję, to mi na jakie dwa pacierze ulży, a potem znowu i znowu... żebym się oto nieraz, psia wełna, we staw, albo w rzekę, albo w jezioro wpakował. Raz kozie śmierć!
— Głupieście wy, mój Wincenty, i właśnie pleciecie, na ten przykład, trzy po trzy, co się jedno drugiego kupy nie trzyma. W jezioro, albo w rzekę! a potem, na ten przykład, co?
— Boże miłosierny! — jęczał dalej chłop, — ni ja chałupy, psia wełna, ni ja gruntu, ni bydlęcia, ni psa! Teraz właśnie gospodarze o las targ prowadzą i będą mieli po cztery morgi, a ja co? Ja nic. Toć oto i sukmanina mi się obdarta, żeby się jej nawet, psia wełna, rak nie czepił, i buty pić wołają, tak się porozdziawiały szkaradnie, i obleczenie na mnie czarne jak święta ziemia i kaszkiet, żeby go nawet wrona na gniazdo nie chciała. Wszystko, psia wełna, zmarniało, nie ma nic, jakoby po spaleniu... a we łbie dudni i dudni....
Usiadł przy drodze, nogi w rów spuścił, czapkę z głowy zdjął i umilkł.
Nocny wietrzyk chłodził mu czoło, poruszał włosy długie, potargane, niestrzyżone oddawna.