Strona:Klemens Junosza - Z antropologii wiejskiej (nowa serya).djvu/150

Ta strona została skorygowana.

— Ej co mi tam rada!.. toć i Kusztycki, psia wełna, doradzał, a teraz właśnie nie chce mnie znać, wielki pan, psia wełna, od żydowskich koni kucia!... Mówił żebym dzieci prawował, żebym do kogo na komorne szedł, albo choćby i za parobka się do dworu godził! Gdzie mnie tam po sądach teraz... już głowy nie mam całkiem, ani sposobu żadnego. Jeszcze by mnie pobili. Oni młodzi, ja stary, — oni mocne, ja dobrze że na nogach stoję, i to ledwie. Wielka rzecz starego zmordować. Pomaca kłonicą po czapce to i skutek...
— Niekoniecznie trzeba ich, na ten przykład, po sądach wodzić — można inaczej, po dobroci, pięknem przemówieniem na ten przykład.
— Któż ma do nich pięknie przemawiać?
— A choćby duchowna osoba, na ten przykład kanonik. Poproście go, pokłońcie się mu, on was na ten przykład wysłucha, zawoła ich do siebie, wytłomaczy co jako, na ten przykład, jest we czwartem przykazaniu. Obaczycie, zaraz dzieci insze dla was będą.
— Ale!...
— Sprobujcie. Toć do kanonika przystęp macie kiedy byście sobie upodobali, na ten przykład.
— Jakże ja mu się w takiej, psia wełna, obdartości mogę pokazać?
— Bajki! nie patrzy on na łachman, jeno na człowieka. Cóż pójdziecie? Ja mogę, na ten przykład, choćby jutro rano też wspomnieć o waszej biedzie.
— Obaczę, obaczę psia wełna, do jutra, tymczasem u Joela jeszcze się świeci, chodźcie wypijem po kapce, teraz pod noc chłodno... i dobrze chłodno...
Grzędzikowski nie dał się długo prosić — poszli. W karczmie siedział tylko Joel — postawił wódkę na stole, a sam zakrył oczy rękami i udawał że śpi. Grzędzikowski z Pypciem rozmawiali swobodnie i w miarę ilości wypitych kieliszków