Strona:Klemens Junosza - Z antropologii wiejskiej (nowa serya).djvu/156

Ta strona została skorygowana.

też pewno. Wiecie, panie Kusztycki, co ludzie po wsiach mówią.
— A cóż?
— No, stary sędzia nie chce już dłużej sędzią być. Powiada że czasu nie ma, że mu już owe sądy bardzo ciężą na głowie i chce się zrzec.
— Ha! jak chce, to jego wola...
— Wiadomo, że jego wola. Przymusu na to nie ma. Ludzie zaś po wsiach powiadają, że jak skoro co do czego przyjdzie, że wypadnie nowego sędziego wybierać, to wszyscy będą krzyczeli za Dmuchałą.
— Ho! ho! bardzo spanoszeje on na takim urzędzie, nie zechce z ludźmi gadać.
— Dla czego? albo to jemu pierwszyzna sprawy sądzić? Przecież on ławnik, a ile razy sędzia zasłabnie, to on właśnie cały sąd prowadzi.
— No — i jak wam się zdaje, wybraliby go?
— Mnie się widzi, że wszyscy będą krzyczeli jak jeden chłop za nim, nietylko z naszej gminy, ale i z drugich. Nie ma co gadać, on sprawiedliwy człowiek, krzywdy niczyjej nie pragnący... A zaś skoroby Dmuchała sędzią został, to na ławnika jedni chcą Balcera... a drudzy znów za Stęporem Janem.
— To Jan będzie takim sposobem.
— Według czego sobie pan Kusztycki tak miarkuje?
— Według Balcera profesyi, który jest rzemieślnik dobry.
— Oj pewnie że dobry. Takiego młynarza jak on daleko szukać.
— Widzicie tedy że moja prawda, bo skoro on dobry młynarz, to już mu pierwsza rzecz w głowie młyn. Balcer na ławnikowski honor nie złakomi się, bo co mu potem? Będzie wolał sam pytlować, niż słuchać jak baby przed sądem językami pytlują. Ma swoje obrachowanie. Stęporowi co innego, on