Strona:Klemens Junosza - Z antropologii wiejskiej (nowa serya).djvu/159

Ta strona została skorygowana.

nie; ja tylko patrzę na pieniądze. Nawet, powiem wam prawdę, że jak tylko czasem przez miłosierdzie na osobę spojrzę, to już mam duże straty.
— Straty! — zawołał Kusztycki, — a to ciekawość naprawdę na czem wy możecie mieć straty? Cały świat traci, a szynkarz zawsze zarabia. Do niego każdy przyjdzie.
— Oj, oj, każdy! co to za gadanie każdy! Żeby wszyscy do karczmy przychodzili, wszyscy pili, no, to jeszcze byłoby pół biedy, ale tak cały interes śmiechu wart, nie opłaci się siedzieć.
— To dla czego Joel siedzi?
— Siedzę, bo chociaż kawałek dachu nad głową jest, a z ogrodu trochę kartofli dla dzieci.
— Ho! ho! a Pypeć dobrze u was ze sto rubli przepił w ostatnim czasie, sam Pypeć.
— Dajcie mi pokój z waszym Pypciem! ja mu już tydzień czasu kredytuję, a skoro chcę od niego roboty, to nie mam nic! Jemu się wcale niechce robić, onby tylko pił i pił, a jak się już dobrze napije toby leżał i spał. Ja nie mam żadnej pociechy z niego. To cały gałgan jest!
— Widzicie, teraz to gałgan, a jak miał za co pić to nie był gałgan.
— Niech go djabli wezmą, — rzekł Joel spluwając.
— Słuchajcie-no, panie Joel, — odezwał się Łomignat — ta kobieta z głowy mi wyjść nie może, toć ją wczoraj na własne oczy widziałem chodzącą.
— Ny — ja was dziś chodzącego widzę, a jutro... kto może zaręczyć co będzie jutro?
— W mocy Boga wszystko, ale zawszeć mi to bardzo dziwno...
— Skoro wam dziwno, to idźcie na wieś, pytajcie się ludzi, dowiadujcie się. Kto wam przeszkadza? Tylko mnie