nie zawracajcie tem głowy. Dajcie mi pokój. Bądźcie zdrowi — ja idę do domu.
Po odejściu Joela, Kusztycki na Łomignata spojrzał i rzekł:
— Juści wy macie racyę Macieju, ta kobieta chyba swoją śmiercią nie umarła, to nie sposób.
— Nikogo ja nie posądzam, — odpowiedział chłop, — ale mi dziwno, że dziwno, to dziwno. Jakże! wczoraj, mówię wam, sam ją widziałem. Nie przyglądałem się bardzo, bo cóż mi tam! idzie sobie babina to i idzie. Nawet dość prędko szła i zdaje mi się że coś niosła, ale nie pamiętam co.
— Dziwno, doprawdy dziwno....
— Dowiemy się od ludzi, jakby co złego było to się nie ukryje. Pan Bóg nie rychliwy, ale sprawiedliwy. Kobiecina od dzieci nic dobrego nie miała. Toć przecie po sąsiedzku wiadomo. Dawniej, skoro sobie sama gospodynią była, to owszem pochlebiali jej, dogadzali, ale później jak na dziecinną łaskę poszła, to już na nią niebogę, jak na burą sukę.
— Słyszałem ja to coś...
— Mnie mówiła moja kobieta, a wiadomo że baby to między sobą zawsze poufałość mają, mówiła moja, że nieboszczka aż płakała przed nią na swój los. Powiada, zanic mnie dzieci nie mają, jestem u nich oto jak popychadło. A to niech matka tu idą, a to niech matka to zrobią — a żadne nie zapytało czy aby matka nie głodna? czy kawałka chleba nie łaknie? Po drugie, też mówiła, że według Wincentego zmartwienie wielkie ma... i prawdziwie, sami wiecie że miała.
— I nie małe.
— Spodziewać się!... od onego podziału, jak skoro tylko powrócili do domu, zaraz do niego coś złego przystąpiło. Do chałupy mało kiedy przychodził, jakby sromając się tego, że ze statecznego gospodarza tak oto nie wiadomo na co się wykierował. Widać gruntu mu było żal, a jeszcze jak przyszło
Strona:Klemens Junosza - Z antropologii wiejskiej (nowa serya).djvu/160
Ta strona została skorygowana.