Strona:Klemens Junosza - Z antropologii wiejskiej (nowa serya).djvu/184

Ta strona została skorygowana.

Niezawodnie byłaby stypa do skutku nie przyszła, gdyby nie Grzędzikrwski.
On się wdał.
— Słuchajcie-no, na ten przykład, ludzie, — rzekł do idących obok niego chłopów, — tak nie można.
— Niby jak?
— Ano, skoro na ten przykład syn prosi, żebyście wstąpili na poczęstunek, to trzeba iść...
— Nie mamy ochoty.
— Nie żądniśmy jego poczęstunku.
— Wielka rzecz, — odezwał się Łomignat, — jak zechcemy to i sami możemy sobie poczęstunek zrobić. Może nie prawda, Onufry?
— Na jedno prawda — a na drugie nie.
— Ale!
— Czekajcie — zaraz wam to przetłomaczę, na ten przykład. Jeżeliby na ten, przykład, Florek, w jakim innym czasie was prosił, wolno wam iść albo nie iść, według waszego pomiarkowania — ale skoro, oddawszy, na ten przykład, przysługę nieboszcze, prosi was którzyście byli obecni chrześcijańskim obyczajem — to tak jest, jakby nie on prosił sam, ale właśnie ta dusza zmarła, za którą mówiliście, na ten przykład „wieczny odpoczynek“ — a skoro dusza zmarła prosi... to się odmawiać, na ten przykład, nie godzi.
— Może i prawda, — rzekł Łomignat.
— Tak, tak i powiadam wam ludzie: nie bałamućcie jeno chodźcie, skoro was proszą.
— A no, kumie, możebyśmy i poszli?
— Chodźmy, chodźmy, — odezwało się kilku.
Po niejakim czasie ze dwudziestu chłopów i kilkanaście bab znalazło się w karczmie.