Strona:Klemens Junosza - Z antropologii wiejskiej (nowa serya).djvu/201

Ta strona została skorygowana.

— Sprobujemy jutro z siatką.
— Dziadziu, teraz można i na bębenek i na podrywkę... woda duża.
— A zobaczymy.
Tak rozmawiając doszli do chaty Stępora. Po drodze zatrzymywali ich ludzie, każdy kto Piotra zobaczył witał go dobrem słowem, dopytywał dokąd chodził, gdzie bywał — bo wszyscy starego lubili. Ledwie, że się mogli dostać do chaty. Tu kobiety powitały Piotra z wielką radością. Janowa wnet wymknęła się do komory, żeby co najlepszego na wieczerzę wybrać, przybiegła też i Magda z chłopcem na ręku, a mała dziewuszka za fartuch się jej trzymała.
— A witajcie! a jakże się macie? a gdzieście bywali?
Starowina odpowiadać nie nadążył, aż Jan, jako trochę prędki był chłop, nogą przytupnął i krzyknął:
— Ej baby! jeno wam się języki obracają niby kamienie w żarnach, a Piotrzysko właśnie o suchej gębie tyli sztuk drogi przylecieli. Ruchajcie-no się jedna z drugą... nagotujcie co jeść, a dobrego, bo gość kochany — i pchnijcie chłopaka po flaszkę gorzaliny do karczmy... Żywo!
— Nie wydziwiałbyś oto Janie, — rzekła Janowa, — choć ty gospodarz, ale ja też gospodyni — i wiem jak trzeba gościa przyjąć i jakiego gościa. Nie wtrącaj się lepiej do garnków, bo nie twój rozum na to, a jak nie posłuchasz i będziesz koło warzy chodził, to możesz sobie nos oparzyć i jeszcze kopyścią po łbie dostać...
— No, no, nie dogaduj — jeno, skoro się chwalisz żeś taka gospodyni, to daj co porządnego do jedzenia, a żywo, bo Piotr pewnie głodni.
— A toć jabym dla Piotra najlepszej rzeczy nie pożałowała, choćby kurę nawet wypadło zarznąć, w mleku ją ugotować i jajecznicą nadziać...
— Nie żądny ja, moja Janowa, takich luśtyków, co