Piotr nic nie odrzekł i wydobył drugi obrazek taki sam, tylko trochę mniejszy, ale też wspaniały.
— To dla ciebie młoda gosposiu, — rzekł do Magdy, — zawieś go sobie w izbie, niech ci się szczęści, niech ci się dziatki chowają.
Magda aż krzyknęła z podziwu, obaczywszy takie śliczności.
— A poświęcany? — spytała.
— Ot, pytasz! Poświęcany, poświęcany na Jasnej Górze... a jakże... wszystko tu poświęcane, od obrazu, od szkaplerza, od najmniejszego medalika, nic tu nie masz coby poświęcane nie było.
I zaczął Piotr rozdawać, nie przepuszczając i nie zapominając nikogo, medaliki, krzyżyki, obrazki — a Jasiowi zaś dał książkę grubą, taką jak organistom potrzebna, z łacińskiemi pieśniami, ze wszystkiem, w pięknej, dychtownej oprawie.
Uciechy i radości i podziękowań nie opowiedzieć i nie opisać... a jak się dopiero zaczęły rozpytywania o Jasnę Górę, o kościół, o obraz, o skarby jakie tam są — jak Piotr opowiadać zaczął... to się nikt nie spostrzegł nawet, że lampka dogasała.
Dopiero gdy kur na grzędzie w sieni załomotał skrzydłami i zapiał raz i drugi, ludzie spostrzegli się że to północ być musi.
I sprawiedliwie północ była.
Na niebie gwiazdy się pokazywały... bladziuchne, pozłocone, mrugające wesoło, jak gdyby z uśpioną ziemią przekomarzać się chciały...
— O la Boga, dyć to północ! — zawołał Jan.
— O! wielka rzecz północ, jak jest czego słuchać toby się Bóg wie dokąd siedziało i słuchało... — odezwała się Janowa.
Strona:Klemens Junosza - Z antropologii wiejskiej (nowa serya).djvu/204
Ta strona została skorygowana.