przychodzić przestały, to pomyślałem sobie: pewnie kobiecisko zmarło... Westchnąłem za jej duszę, zmówiłem pacierz i na tem koniec. Tymczasem oto taki wypadek. Jak tylko przeczytał Jaś ten napis, zaraz zmiarkowałem, że to nie inszy Budnik jeno mojej siostry syn, że Jaś nie obce dziecko, ale prawdziwy mój wnuczek, raczej mojej siostry wnuczek. Oj! nie damo mnie coś do tego dziecka ciągnęło — żem je odrazu polubił jakby własne.
— Dziwne zrządzenie...
— Dziwne juści ono, bo dziwne. Umyśliłem sobie w swoje strony iść — het za Warszawę, gdzie od dziecka nie byłem, wypytać o onych Budników, czy żyją? co się z niemi dzieje? Poszedłem. Wlokłem się piechotą, pomaleńku, odewsi do wsi, jak dziad. Bywało cały tydzień precz idę, a tak miarkuję żeby na Niedzielę do kościelnej wsi, albo do miasteczka trafić... I ma się rozumieć, jak trafię to nie idę już, ale wypoczywam cały dzień. Pana Boga chwalę, a w Poniedziałek skoro świt, znów w drogę. I tak oto przy Boskiej pomocy zawlokłem się do mojej wsi...
— I cóż?
— A źle, księże kanoniku. Wsi nie poznałem, wierzyć trudno, żeby miała być ta sama. Nibyć chałupy podobne, ale ludzi swoich nie znaleźć. Przecież znalazł się chłop jeden, Michał po imieniu, Gnat z przezwiska, stary chłop, ale pamięci dobrej. Zgadaliśmy się, przypomniał sobie, jako razem zemną gęsi pasał — i zaczął mi o naszych familijantach rozpowiadać. Budnik nieboszczyk zmizerował się, zmarniał, po śmierci żony krzynkę napijał — i niedługo potem zmarł, a zaś Pankracy syn, stolarz dobry, na roboty chadzał — najwięcej przy budowie kościołów robił, bo zdatny był majster na podziw i co zrobił to znawcy odchwalić się nie mogli. Pytam ja onego chłopa, czy był żonaty Pankracy? Nie mógł mi zrazu powiedzieć. Coś mu się ochapiało, że ludzie gadali... ale,
Strona:Klemens Junosza - Z antropologii wiejskiej (nowa serya).djvu/209
Ta strona została skorygowana.