Strona:Klemens Junosza - Z antropologii wiejskiej (nowa serya).djvu/21

Ta strona została skorygowana.

ków niebieskich coś pięć sznurków, i lusterko małe, ale bardzo foremne, w blaszanej oprawie, takie co się składa i ma z drutu zawiaski. Prócz tego obarzanków coś dziesięć.
Wróciwszy do wsi, zaraz zaczął Janowej okrutnie basować, a Magdzie przypodchlebiać, dzieciom zaś dał po obarzanku. Potem wyciągnął flaszkę z kieszeni, przepił do Jana, poczęstował Janowę i Magdzie też dał kieliszek. Dziewka wstydziła się okrutnie, ale uproszona, odwróciła się do ściany i wypiła.
Janowej chusteczka bardzo się udała, a Magda niezmiernie się cieszyła z lusterka, a bardziej jeszcze z paciorków, że były niebieskie. Miała ona włosy jak konopie, właśnie więc niebieskie jej pasowało.
Ma się rozumieć, że od tego dnia w chałupie Stępora nie nazywali chłopca znajdą, ale Jasiem, a mleka mu też nie żałowali, bo Piotr to tem to owem w dwójnasób za nie wynagrodził, pomógł w robocie, poczęstował. Można powiedzieć nawet, że za dużo robił, a wszystko tak dla Jasia.
Bywało, jesienią, to nieckę wydłubie z olszyny, żółciutką taką, foremną — to łyżek gruszkowych narobi — i nie takich łajdackich, jak te co na jarmarkach po parę groszy sprzedają, ale porządnych, wielkich, że w każdą można porządną porcyę nabrać. O miotły Janowa też nie miała kłopotu, bo Piotr mioteł narobił, krosna naprawił, międlice, wszystko co było potrzeba. Na zimę drew narąbał, i we wszystkiem tak babie podchlebiał, tak jej dogadzał, że aż Stępor zaczął myśleć, czy czasem dziada złe nie opętało....
Raz nawet, okolicznie, ogródkiem, Stępor wspomniał coś o starym piecu, ale Piotr rozśmiał się z tego — i żyli sobie dalej w zgodzie i przyjaźni.
Można było myśleć, że Piotr wychowańca swego bardzo umiłował, ale dziwne to było miłowanie, bo rzadko kiedy