Strona:Klemens Junosza - Z antropologii wiejskiej (nowa serya).djvu/219

Ta strona została skorygowana.

— Będziemy zobaczyli...
— Oj, oj! Mir werden zeen, mir werden kiken. Rożne się na świecie przytrafunki przytrafiają.
— Naprzykład? — zapytał Kusztycki, — dla czego Balcerowi ma się przytrafunek jaki zdarzyć?
— Jak kto źle robi, to nie może się za to spodziewać od Pana Boga nagrody... a Balcer bardzo nie pięknie zrobił z tym młynem w Wólce... Balcer ukrzywdził biednego człowieka, z żoną, z dziećmi, z zięciami, z wnukami, z całą gromadą.
— Cóż to za człowiek? — zapytał Kusztycki.
— Czy wam nie wiadomo? Berek Pistolet, mój szwagier. On siedział w Wólce we młynie sześć lat, on byłby na siódmy rok został, on się starał, on pracował, żeby na kawałek chleba zarobić...
— Mnie się zdaje, panie Mendlu, — wtrącił kowal, — że Berek więcej wódki w tym młynie przeszynkował, aniżeli mąki...
— Oj waj! Wódki? co to jest wódki!? Dlaczego on nie miał szynkować wódki? Czy wam kto dziwuje się, że jesteście kowal? czy każe wam robić zegarek, albo szklankę? Pfe! dalibóg pfe! Ten Berek żył sobie spokojnie, miał co jeść, z dzieciami, z zięciami, z wnuczkami. Siedział sześć lat we młynie, byłby został na drugie sześć lat, już nawet chciał zadatek do dworu nieść, — tymczasem znalazł się pan Balcer, aj waj! cały wielki młynarz! Mało jemu swojego wiatraka, mało jemu swoich tysiąców, on potrzebował jeszcze Berkowego młyna!
— Aber co Mendel chce? Czy to mnie nie wolno kupić mlyna — jak mi się będzie podobal! to aber glupstwo jest. Ja waszego Berka nie podchodzil, arendy jemu nie lapal, ja kupil mlyn, placil dobra pieniądz mlyn i moja jest.