spojrzał na niego. Bawi się dzieciak — to bawi, a płacze — to płacze, Piotrowi wszystko to jedno było.
— Na to jest dzieciak, żeby się darł — mówił nieraz do Magdy, — i ty nie lepsza byłaś, owszem, może nawet głośniej wrzeszczałaś, boś się czuła na swoich śmieciach, przy matce, nie tak jak ten robak....
Na drugą zimę, w zapusty, Magda poszła zamąż i bardzo dobrze poszła, za Mikołaja Skrzypka, gospodarskiego syna, jedynaka — a że jej się samej zrazu w nowej chałupie przykrzyło, więc wzięła Jaśka do siebie. Chłopak już wtedy chodził dobrze i mówił; z psem Burkiem, z kogutem już wojował, i jak wziął kawałek chleba do ręki, to sobie wydrzeć nie dał. Rozumiał już, że co mu dali to jego i że chleb jest do jedzenia, ale nie dla psa, ani dla koguta.
Ani się ludzie obejrzeli jak parę lat zbiegło i Piotr wziął Jaśka do siebie. Dzieciak był już spory, właśnie w sam raz do gęsi, a nawet od biedy i z gadziną by sobie poradził.
Wtenczas opiekunów dla niego znalazło się dużo. Każdy by chciał takiego sierotę wziąć, bo już pożytek z niego mógł być. I sołtys Józef Gwizdał, hardy chłop, bogaty — i kowal i nawet Grzędzikowski ochotę na Jasia mieli — ale Piotr powiedział:
— Zasie! Wtedy jak malutki był nie chcieliście go znać, teraz ja go nie dam. Wziąłem dzieciaka od maleńkości i on jest mój.
— I co wam, Pietrze, po tem? — pytali. — Sami dachu nad głową nie macie.
— Niech was głowa o to nie boli. Dacii nad nami wszystkiemi rozpostarł Bóg wszechmogący, ja was o dach nie proszę.
— Ale co wam po chłopcu?
— To co i wam wszystkim. Ja nie pytam co wam po dzieciach.
Strona:Klemens Junosza - Z antropologii wiejskiej (nowa serya).djvu/22
Ta strona została skorygowana.