Strona:Klemens Junosza - Z antropologii wiejskiej (nowa serya).djvu/221

Ta strona została skorygowana.

— To pfe! panowie majstrowie, to bardzo nieporządnie jest... robić awanturę, nie spodziewałem się na was wcale.
— To czego dogadujesz?
— Czy to nie wolno gadać? czy nie wolno żartować? Fe! dalibóg — żyd od tego jest żeby gadał, ale panowie takie fabrykanty! takie majstry!.. Aj waj! jeden kowal, drugi młynarz, a oba chcą być rozbójniki! nie spodziewałem się tego. Zkąd taka złość? dla czego? Ja wam co powiem. Pan Balcer zrobił dobry interes, a zdaje mi się, że i pan Kusztycki też. No — to trzeba się napić. Ja będę fundował, ja postawię co, tylko nie kłóćmy się — po co się mamy kłócić? Niech będzie zgoda. Siojn?
— Ja nie chcial Mendlowy sznaps... ja mam aber swoja.
— Jaki pan Balcer zawzięty. Niedość że Berka z młyna wypędził — jeszcze sobie gniewa...
— Bo Mendel gadal co niepotrzebna jest. Mendel gadal na nas... a my gdzie przyjdziemy to robimy budowanie, wy robicie niszczenie, pustka robicie.
— Czekaj-no pan...
— Nie mam czas. Chodźmy panie Kusztycki — czas nam jechać...
— Żeby wam ręce i nogi pokręciło!.. — mruknął Mendel.
Gdy Balcer z Kusztyckim wyszli, Joel głowę z alkierza wychylił, a widząc że niebezpieczeństwo minęło, wszedł do stancyi.
— Aj! rebe Mendel, — rzekł do swego teścia, — jeszcze się wszystko serce we mnie trzęsie od tych zbójów. To gałgany są... chamy, grubiany... całkiem paskudni ludzie! Ja wam się dziwię rebe Mendel, że wy ryzykowaliście swoje zdrowie i pozostali z tymi zbójami. Oni wam mogli, broń Boże, krzywdę zrobić.
Mendel westchnął.