Strona:Klemens Junosza - Z antropologii wiejskiej (nowa serya).djvu/239

Ta strona została skorygowana.

teres, drugi interes jakby uratować kilkadziesiąt rubli, jakie ma przy sobie — trzeci, w jaki sposób ocalić okowitę. Zdaje mu się jednak, że wszystkie te trzy interesa w ogóle nie są pewne. Wolałby ich nie znać.
Tymczasem wóz zbliża się ku owemu człowiekowi....
— Jacek! Jacek! — odzywa się Joel, — słuchaj-no panie Jacek, mój kochany Jacek.
— Cóż ci się tak na kochanie zebrało?
— Co się miało zbierać? fe! Było uzbierane — ja was zawsze bardzo lubię — ja zawsze dla was życzliwy. Pamiętacie jak wam przeszłego roku dałem półkwaterek wódki na kredyt?
— Ale wzięliście nową czapkę na zastaw...
— Wielki interes! Przecież ja wam tę czapkę oddałem.
— Ja za półkwaterek też oddałem...
— Jacek! mój panie Jacek... proszę was, czy wy nie wiecie, czego ten człowiek chce?
— Jaki człowiek?
— Nie widzicie? wy Jacku, nie widzicie tego człowieka?
— Gdzie?
— Przecież on stoi niedaleko... tam... patrzcie za krzakami.... mnie się zdaje że on coś niedobrego myśli.
Jacek spojrzał na krzaki.
— Juści prawda! Stoi on niby, ale jakoś cudacznie... ludzie tak nie stoją zwyczajnie. Coś w tem za sztuka jest... trzeba obaczyć?
— Po co wy pójdziecie zobaczyć?
— Bom ciekaw.
— Po co wy Jacku jesteście ciekawi? Nie, nie chodźcie. Ja was proszę nie chodźcie.
— Pójdę.